środa, 1 września 2010

MOTOWENECJA 2010

czyli 2 700 km z okazji pierwszej rocznicy.. zdania prawo jazdów i nabycia Suzi!
Sierpień, a gdzieś na 20 km naszej wycieczki konieczny był postój na stacji benzynowej potrzebny na włożenie przeciwdeszczowych wdzianek. Podjeżdza 3 motocyklistów i pyta..dokąd to zmierzamy.. Hmm..jak pozniej wspólnie ustaliłyśmy każda z nas poważnie sie zastanawiała jakiej odpowiedzi udzielić.. nieśmiało informujemy, że.. że do Wenecji..

Pierwszy nocleg planujemy w Bratysławie.Początkowo miał być to hostel na obrzeżach miasta.
Rezygnujemy z tej opcji po barwnych opowiesciach pana ze stacji benzynowej i jego odmowie sprzedania nam mapy, jeśli mamy zamiar pojechać do tej podejrzanej dzielnicy pełnej ..cytuje.. call girls i narkomanow (tu pan ilustrowal opowieść gestem wbijania igły..) Zostajemy na pobliskim campingu obawiając sie przede wszystkim o bezpieczeństwo.. naszych motocykli!


Parking dla motocyklistek..(!?) To nam sie podoba!


z Bratysławy przez Austrie ruszamy do Ljubljany, gdzie ugościł nas Saso. Tym razem motocykle śpią sobie w garaz w miłym towarzystwie, a my wybieramy sie na nocny spacer po Ljubljanie. Następnego ranka ruszamy dalej..powoli przyzwyczajamy sie do codziennej, porannej rutyny przypinania sakw, kuferków i smarowania łancuchów.



Żegnamy sie z Saso. Po nas odwiedzą go..chłopaki na rowerach w podrózy dookoła świata..

Kierunek Wenecja! Miał byc urokliwy przejazd drogą wzdłuż brzegu..ale jest troszkę za ciepło na poruszanie sie z predkościa 50km/h.. z ulga wracamy na autostradę.
Zdazymy się jeszcze zagotować dojezdzając na koniec cypla gdzie znajduje się nasz "wenecki" nocleg - Punta Sabbioni.



Po trzech dniach w podróży następuje pierwszy (i jedyny dzień) bez motocykli podczas naszej wycieczki! Motocykle zostają na campingu, a my wsiadamy na prom i po ok 30 minutach jesteśmy w Wenecji!!!










Wracamy nocnym promem. Rano wyruszamy dalej.. cel: urokliwa Garda! Jak się okazało już pierwszej nocy, że również wyjatkowo nieprzewidywalna i zmienna...

.. miły wieczór.. skończył sie nocną ewakuacja w czasie gwałtownej burzy! Ludzie z namiotów pouciekali do samochodów, a my.. do campingowej toalety! Taaak... tego wieczoru zaczęła sie druga cześć naszego wyjazdu, którego symbolem stały sie worki na śmieci jako kolejna warstwa naszego motocyklowego stroju...
Pod wieczór nieco się przejaśniło...więc wkładamy wilgotne kaski..buty.. i jedziemy zwiedzać Sirmione.

Nad Gardą spotykamy motocyklistów z Czech..po krótkiej konwersacji w języku polsko-czeskim dowiadujemy się, że jesteśmy.."bajkerki frajerki"(!?) Chwila konsternacji, ale ..uff(!) frajerka to po czesku po prostu dziewczyna!

Następnego dnia podejmujemy kolejną próbę objechania jeziora! Riva de Garda zwiedzamy..w kaskach, bo..bo pada!
Szybko stwierdzamy, że .. że raz wyglądamy..dziwacznie na tle reszty turystów, a dwa..trochę niekomfortowo spaceruje się w kasku i "condomach"!

Słoneczna Italia..... hmm.. moje wyobrażenia o tym kraju legły w gruzach:)

Mała sesja zdjęciowa w drodze do Villach!




Nasz ostatni nocleg - rozbijamy mokre namioty na campingu w Klagenfurcie am Worthersee..

Nasza wycieczka dobiega końca..na ostatni dzień jazdy nieśmiało planujemy dystans .. 700km...

..no i udało się! ponad 12h..cześciowo w deszczu, ale jesteśmy szczęśliwie w kraju!

I jak już odważyłam się coś napisać to.. pozwolę sobie na osobistą refleksje... że rok temu niecierpliwie czekałam na egzamin, potem w moim garażu znalazła sie prawie 200kg Suzi, którą ledwo przestawiałam.. a dziś opisuje zdjecia z wycieczki, która jeszcze parę miesiecy temu wydawała mi się zupłenie nierealna.. i pewnie dalej ta wycieczka tkwiła by w tej kategorii.. gdyby nie wspaniałe dziewczyny-współtowarzyszki wycieczki- Olga, Monika i..tajemnicza A., które entuzjastycznie podeszły do pomysłu!
Dziekuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz